Pięć lat temu napisałem tekst o Panu Stefanie i jego sklepie ze sztućcami. Pięć lat temu, więc w 2009 roku. Przypominam, że w 2009 prezydentem Polski był pan Kaczyński, prezesem PZPN był Grzegorz Lato, a ja nie pracowałem na etacie i miałem miesięczne wakacje, na których nie musiałem myśleć o dopływie gotówki. Krótko mówiąc, od tego czasu dużo się zmieniło. Pytanie: czy zmieniło się także SEO?
Pan Stefan, reprezentujący normalnych ludzi, naczytał się jak robić dobre SEO w Polsce i był rozczarowany efektami. Więc zrobił sobie złe SEO i nagle sprzedaż w sklepie ruszyła :-)
Wróćmy na chwilę do efektów dobrego SEO w 2009 roku:
- optymalizacja strony
- katalogowanie w dobrych katalogach
- brak linków naturalnych od ludzi zachwyconych contentem na stronie stefanfork.pl
- brak linków ze stron tematycznych, mimo wysłanych mejli z prośbami do właścicieli
- brak wykopów na wykopie, bo autor promował własną treść
- brak efektów z budowania społeczności na blipie (RIP), Facebooku i NK
Niestety żaden z tych elementów nie spowodował wzrostu ruchu na stronie internetowej Stefana. Dlatego nastąpił zwrot w stronę złego SEO i przyszły:
- efekty w postaci zwiększenia ruchu na targetowane frazy poprzez używanie SWLi
Tyle historii.
Założymy, że między 2008 a 2014 stronę Stefana dotknęły wszystkie możliwe kataklizmy Googlowskie. Od filtru ręcznego, po Pingwiny, Pandy i kolibry.
Nadszedł rok 2014, a Stefan chciałby po raz kolejny zdobyć topy na wszystkie frazy, na których kiedyś był wysoko.
Content is King!
(To akurat słyszę od 2006 roku, ale wtedy nie brzmiało to jeszcze aż tak szyderczo)
Stefan chciał zacząć dobrze nowy rok, więc wszystkie artykuły o content marketingu w Polsce i jego wpływie na wyniki organiczne przeczytał w przerwie świątecznej. Trafił też na odpowiednie platformy, dzięki którym mógł zlecić do napisania teksty oraz wyszukać odpowiednie miejsca na swoje linki artykuły. Plan był gotowy i odpowiednio zaawansowany. Napisany wg zagranicznych przykładów content planningu. Zakładał, że ludzie, do których dotrze poprzez dobre artykuły, rzucą wszystko i zechcą kupować jego widelce. Oczywiście nie od razu. Plan zakładał, że za średnio pół roku idea kupna nowych łyżek dopiero zakiełkuje w głowach czytających portale ogólnotematyczne z PR 2 i oceną na poziomie 7. Także, licząc do pierwszych sprzedaży, jest to plan na cały rok.
Po 3 miesiącach, wydanych x tysiącach złotych Stefan po raz kolejny znalazł się w sytuacji, w której coś nie do końca działało tak, jak inni pisali, że działać będzie. Wprawdzie plan zakładał pół roku, no ale przez ten czas nawet odwiedziny na stronie nie drgnęły. Gdyby tylko strony, na których miał artykuły, zgodziły się udostępnić statystyki odsłon jego artykułów. Na drugiej platformie miał wprawdzie przejścia na swój artykuł, ale wizyty trwały po 2-3 sekundy, a to za zdecydowanie za mało na przeczytanie dlaczego jego łyżki są takie dobre…
Gdy minęło pół roku Stefan, biedniejszy o kolejne x zł, mógł z całą pewnością stwierdzić, że plan nie działał. Targany wewnętrznie (przez poprzednie złe doświadczenia) postanowił jednak odwiedzić miejsca, na których przebywają seowcy i dopytać o coś skutecznego.
Na PIO przeczytał o jakimś Zenku, który podobno jak dostanie dobre templaty to dodaje linki do profili różnych for tematycznych. No ale Zenek jeden, a i pewnie zajęty, skoro każdy o nim pisze, więc raczej odpada. No i gdzie załatwić te templaty?
Były też różne wpisy o tym, że Google nie zabrania używania systemów wymiany linków i na pewno filtry nie są spowodowane przez rotacje, ale Stefan miał już w tym doświadczenie więc olał temat.
Pozostał Facebook i słynne grupy zrzeszające najlepszych specjalistów z całej Polski.
#seo madafaka
Stefan zapytał na grupach co zrobić, żeby jego strona była wyżej w wynikach. Napisał o całej kampanii content marketingowej i braku jej efektów. Wyżalił się, że wcześniej jak wszyscy stosował SWLe, ale teraz już się boi i chciałby zastosować coś co działa. Odpowiedzi dostał różne..
- kilka osób napisało, że tylko dobra optymalizacja strony pomoże
- jedna z osób napisała, że SWLe działają bardzo dobrze, tylko trzeba umieć ich używać
- inna osoba napisała, że w USA są dobre szkolenia, i żeby się wybrał
- kilka osób napisało na PW, że podejmie się pozycjonowania za efekt
- kolejna osoba napisała też, żeby podał widełki, ale post zniknął, prawdopodobnie skasowany przez autora
- większość osób stwierdziła, że zachował się niekompetentnie używając SWLi mimo zakazania ich przez Google i że ma za swoje
- 3 osoby zaczęły się kłócić między sobą w kwestii nie związanej z tematem
- nikt nie odniósł się do opisanego problemu
Precle Marketing
Stefan został z problemem sam. Przeczytał gdzieś, że najważniejszy dla Google jest profil linków prowadzących do strony. Jedyne, co przychodziło mu do głowy, to wstawienie linków dofollow do swoich artykułów na różnych portalach wielotematycznych. Kilka dni zajęła mu edycja istniejących wpisów i w ten sposób do jego strony zaczęła kierować pokaźna ilość linków dofollow. Po 2 tygodniach zaczęły być widoczne pierwsze efekty. Stefan zlecił jeszcze w międzyczasie ręczne wstawienie linków w postaci adresu www do setki profilów na forach internetowych i zaczął mozolnie te linki indeksować. Po miesiącu ruch zwiększył się na tyle, że Stefan zaczął sprzedawać pierwsze zestawy sztućców. Pomyślał wtedy: ale przecież w 2009 to też działało tylko dzięki linkom…
I miał rację.
Same old song and dance
Także jak widać, przez te 5 lat w świecie SEO zmienili się główni aktorzy, jednak ich role pozostały takie same.
Dodaj komentarz