Blog

  • Bo doba ma 24h.

    A ja potrzebuję snu.

    Rok 2009 zaczął się ostro i póki co nie spuszcza zbytnio z tonu. Do jednego, domowego, etatu doszedł mi drugi (dzięki Leszek ;-) ) zupełnie nie w domu.  Przełożyło się to na totalne rozbicie mi cyklu dnia, który jeszcze w styczniu zaczynał się około 11, a kończył o 2-3 w nocy. Teraz codziennie o 6 rano jestem szczęśliwy i wyspany, a o 8 piję pierwszą kawę.  W biurze. Wracam o 17, a o 23 jestem już ponownie szczęśliwy w łóżku.

    Wizja takiego cyklu dnia jeszcze w styczniu wydawała mi się nie do pomyślenia. Teraz znowu nie wiem w jaki sposób mogłem wtedy wytrzymać przy komputerze do 3 w nocy ;-)

    Kilka osób zdziwiło się gdy dowiedzieli się o mojej pracy u kogoś. Do tekstów w stylu „jak to, ty na etacie?”  już zdążyłem się przyzwyczaić. Do tego, że dołożyłem sobie drugą pensję w czasach kryzysu też ;-)

    Wszystkie opinię jaki to pozycjoner musi być kiepski, skoro nie potrafi sam siebie utrzymać (bo czemu inaczej zgodziłby się na etat, right?)  mam w zasadzie głęboko gdzieś, ale pozwalam ludziom tak myśleć, w końcu każdy ma prawo się mylić.

    Myślę, że okres przejściowy mam już za sobą, że będę mógł już odpowiednio dzielić swój czas, między prace i pracę i bloga. To znaczy więcej wpisów tutaj niż w lutym, co mam nadzieję niektórych ucieszy ;-)

    Nowości.

    Znaczy to też, że skończę wreszcie moje 2 projekty, czyli płatny katalog opisowy postawiony na WordPressie,  oraz stronkę z darmowymi, zoptymalizowanymi pod seo, oraz spolszczonymi skórkami do WP. Nie jest to nic wielkiego, ot, 2 kolejne stronki w sieci, ale fajnie będzie skończyć wreszcie coś co zaczęło się w 2008 (nie znaczy to, że te projekty były takie trudne, tylko, że po prostu nie miałem czasu ;-) ).

    No i jest jeszcze ten 3 projekt który siedzi w mojej głowie już tak długo, że ostatnio odnalazłem w sieci jego anglojęzyczny odpowiednik. W zasadzie to za wcześnie żeby go wprowadzać w naszą polską sieć (bo zapewne podzieli los seowykopu.pl – tematyka podobnie niszowa), ale przy praktycznie braku kosztów użytkowania stronka może sobie poleżakować i oczekiwać na lepsze czasy.

    Motywacja.

    Wczoraj dostałem też złośliwego mejla z zapytaniem czy będę robił podsumowanie ostatniego miesiąca. Otóż nie będę ;-) ale dziękuję za mejla, zmotywowało mnie to do napisania tego wpisu, a jak wiadomo, po długiej przerwie  najtrudniej jest zacząć.

    A gdyby to była Wasza matka?

    Na koniec chciałbym też oficjalnie podziękować szanownemu Google za wyzerowanie PR na blogu i olanie mojej prośby o przywrócenie go. Te codzienne  linki z for do „bynajmniej to nie przynajmniej” zapewne zmusiły pracowników do ręcznego zerowania. Przecież każdy wie, że jak piszesz coś do czego ludzie linkują sami z siebie, to prędzej czy później zostaniesz jakoś ukarany, prawda?

  • Analiza konkurencji

    Analiza konkurencji

    Jako, że ostatnio analiza konkurencji pod daną frazę to moje ulubione zajęcie (tak, to ironia) to postanowiłem zapisać sobie co i jak robię. Może komuś początkującemu się przyda, a ja liczę na jakieś porady bardziej doświadczonych kolegów pozycjonerów.

    Na początek narzędzia, czyli czego używam:

    1. SEO Plugin for Firefox – czyli wtyczka analizująca między innymi: Page Rank strony, linki wg. Yahoo, wiek domeny i pełno innych czynników które można wykorzystać przy analizie konkurencji
    2. SEO SpyGlass – czyli maszynka do sprawdzania anchorów backlinków prowadzących do strony, którą analizujemy. Można używać innych programów,czy stron analizujących backlinki, ale ja po prostu lubie ten

    Oczywiście daną frazę już mam (bo mi zlecili) więc robię zwykle wyszukiwanie. Używam SEO Plugin for Firefox, więc przy każdym wyniku mam ustawione pokazywanie PR strony oraz ilość linków prowadzących. Zwracam też szczególną uwagę na wiek domeny, to czy w tytule strony jest zawarte moje słowo kluczowe, czy opis jest przypadkowy, czy też specjalnie napisany pod daną frazę, oraz czy fraza powtarza się nazwie domeny/podstrony. Jeśli jakaś strona ma sitelinks pod daną frazę, to przestaję myśleć o zdobyciu top1 ;-)

    Oczywiście mógłbym oceniać po ilości wyników wyszukiwań na daną frazę i olać sprawę jak robią to nasi młodzi piozycjonerzy, którzy wyznają popularną w Polsce zasadę „nie znam się na tym, pomóżcie :( ile punktów z swla wystarczy?” ale przecież coś muszę robić.

    Najważniejsze czynniki (kolejność dość przypadkowa):

    1. Page Rank strony
    2. Wiek domeny
    3. Ilość linków przychodzących
    4. Fraza kluczowa w tytule
    5. Fraza kluczowa w opisie
    6. Fraza kluczowa w linku/domenie

    1. Wiadomo, że nie można się sugerować samym zielonym paskiem, ale każdy myślący wie, że jeśli za PR stoi duża ilość linków, to jest on miarodajny.

    2. Im domena starsza, tym teoretycznie trudniej będzie ją zrzucić z topu. Oczywiście chodzi mi o to, że jakbyśmy mieli 2 identyczne strony, z taką samą ilością linków przychodzących, taką sama optymalizacją i ogólnie wszystkim takim samym, to o tym co będzie pierwsze może zdecydować wiek domeny.

    3. W zasadzie najważniejszy czynnik określający trudność danej frazy. Jednak same liczby mogą nas wprowadzić w błąd (i zazwyczaj na mniej konkurencyjne frazy wprowadzają), dlatego koniecznie trzeba sprawdzić (np, przy pomocy SEO Spyglass) anchory linków prowadzących do strony.

    Często zdarza się, że strona jest pod daną frazę wysoko tylko dzięki optymalizacji czy linkowaniu wewnętrznemu i mimo, że ma tysiące linków to łatwo będzie ją zbić z topu, dodając linki z odpowiednimi anchorami. Po określeniu anchorów linków przychodzących warto jeszcze spojrzeć na jakość tych linków. Może strony z których pochodzą maja i wysoki PR i kilka tysięcy linków przychodzących, ale dany link jest np. jednym z 600 linków na tej podstronie?

    Punkty 4,5,6 nie są aż tak ważne (no, dobra, punkt 4 jest ważny) ale możemy z nich wywnioskować, czy konkurencja będzie nam robić problemy, czy też spokojnie utrzymamy nasze pozycje. Jak to poznać? Po prostu, po tym czy strony wysoko w rankingu są odpowiednio optymalizowane pod daną frazę. Jeśli widzimy frazę zarówno w nazwie domeny, tytule i opisie strony, to wiemy, że samą optymalizacją nic nie zdziałamy i trzeba wyciągnąć wielkie działa w postaci starej dobre zasady o wszystko mówiącej nazwie – linki, linki, linki.

    Naturalnie na początku polecam też sprawdzenie jak prezentuję się fraza w adwords. Wysoka konkurencja i stawki na daną frazę oznaczają zwykle zabawę  z innymi specjalistami od SEO, co jak wiemy jest esencją tej pracy ;-)

    Odkrywam w sobie nieśmiałą świadomość, że o czymś zapomniałem, ale zrzucę to na brak kawy. Dajcie znać w każdym razie ;-)

  • Podsumowanie: Styczeń 2009

    Wg zasady: jak nie masz pomysłu/czasu na pełnowartościowy wpis, to zrób jakąś listę, przedstawiam podsumowanie stycznia 2009.

    Top 3 artykułów

    1. Optymalizacja WordPressa – wpis wpisem, ale komentarze do niego trzeba przeczytać wszystkie. Nie dość że jest ich najwięcej w historii bloga, to jeszcze są merytoryczne ;-)
    2. 15 darmowych skórek do WordPressa
    3. SeoNiewypał Jeża

    Top 3 wejść z blogów

    1. zarabianie-na-blogu.pl (280 wejść, średnio 00:01:55, bounce rate 54.76%)
    2. pajmon.com (109 wejść, średnio 00:03:01, bounce rate 30.30%)
    3. topblogger.pl (101 wejść, średnio 00:01:38, bounce rate 57.14%)

    Jak widać osoby przechodzące z blogu pozycjonera zatrzymały się dłużej, przeczytały inne artykuły zamiast uciekać ;-)

    Top 3 komentujących

    1. BIelack http://www.pajmon.com/
    2. Tomek http://ittechblog.pl/
    3. szook http://www.blog.szook.pl/

    Trójka wyłoniła się dzięki 67 komentarzom do wpisu o optymalizacji WordPressa.

    Top 3 wejść z Google

    1.  wordpress (287 wejść, średnio 00:01:51m na stronie, bounce rate 35% )
    2.  e-weblink – test (254, średnio 00:03:21m na stronie, bounce rate 12,50% )
    3.  wordpress seo (140, średnio 00:03:08 na stronie, bounce rate 12.50% )

    Inne

    Szanowne Google postanowiło nagrodzić mnie w styczniu zmniejszeniem PR strony do 0.  Czymże sobie zasłużyłem? Chyba wiem, dlatego od 2 tygodni czekam na rozpatrzenie mojego wniosku o przywrócenie PR. Co ciekawe, strona nie dostała żadnego filtra.

    Licznik Feedburnera (uśredniony na styczeń) pokazuję liczbę 179.

    W porównaniu do grudnia 2008 roku:

    Liczba wizyt wzrosła z 4,902 na 5,780

    Bounce Rate zmalał z 68,79% na 63,77% (- 7,29%)

    Czas spędzony na stronie wzrósł z 3:32 na 4:40 (+31,74%)

    Dzisiejszy wpis sponsoruje fraza bounce rate. Ciekawe jaki teraz wpływ na naturalną pozycję ma zagęszczenie słowa kluczowego na podstronie ;-)

  • Sposób na spamblogi

    Spamblog – czyli wg definicji blog automatycznie pobierający content z innych stron, najczęściej wykorzystując do tego kanał RSS. Większość blogerów/internautów zwykle pakuję wszystkich twórców spamblogów do jednego worka z napisem: złodzieje. Ja jednak lubię przyglądać się różnym odcieniom szarości, bo wiem, że nic na świecie czarno-białe nie jest. Wyróżnić możemy więc 3 rodzaje twórców spamblogów.

    1. Myślący.

    Czyli te które za pomocą wtyczki wp-autoblog (najczęściej) używają excerpta z naszego posta, dodając na początku (lub na końcu) postu regułkę: (Autor bloga) napisał fajną notkę na temat: (temat) i potem 3 linijki excerptu. Taki spamblog daję nam link prowadzący do naszego wpisu i notkę zachęcająca do przeczytania. Także każdy internauta który trafi na spamblog przez Google, jeśli będzie zainteresowany artykułem, przejdzie na naszą stronę i każdy będzie szczęśliwy, bo naprawdę nie wiem czym taki spamblog różni się od serwisu social media, czy nawet katalogu. (I proszę nie pisać mi o Duplicate Content, bo jeśli myślicie że taki spamblog będzie konkurować z wami w serpach, tzn że nikt wam tych wpisów nigdy nie ukradł i bijecie piane dla zasady).

    Plusy dla właściciela bloga:
    Link z anchorem do naszego postu
    Excerpt naszego wpisu zachęcający do odwiedzenia naszej strony

    Minusy dla właściciela bloga:
    Brak

    Plusy dla splogera: (pomijam te oczywiste, wspólne dla każdego sploga)
    Większość myślących blogerów daję sobie spokój z interwencją, bo wie, że taki spamblog to dla nich dodatkowa reklama i źródło trafficu, więc twórca w zasadzie może spać spokojnie.

    Minusy dla splogera:
    Brak

    2. Nie wiem co robię, ale chyba ok?

    Twórcy ci zwykle czytają na necie tutorial i nie myśląc zbytnio ładują cały RSS (czyli nie używają excertpa) bez linka zwrotnego do strony. Jak sobie radzić z takimi spamblogami pisałem już kiedyś w temacie Linki w RSS. Sposób ten pozwala na dodanie linka bezpośredniego do naszego artykułu, jak i 5 dodatkowych do innych powiązanych artykułów.

    Ponownie, jeśli ktoś scrapuje twój content, tzn że tworzysz dobrego bloga, tzn że Google nie zacznie zaraz karać Cię za to, że ktoś od Ciebie ściąga artykuły. Ponownie więc, masz same korzyści .

    3. Idiota.

    Osoba która jest na tyle zaawansowana technicznie, że potrafi stworzyć skrypt, który pobierze nasz cały RSS i usunie z niego wszystkie linki, a jednak na tyle głupia, że myśli że uda jej się z tym uciec. W sensie, naprawdę, takie działanie można porównać, do kupienia nowej domeny, stworzenia na na niej blackhatowej strony i zgłoszenia jej do Google tego samego dnia. Tak, jeśli kradniesz content usuwając wszystkie linki, to ktoś Cię zgłosi, i to prędzej niż później, skoro takie strony zgłaszam nawet ja.

    Plusy dla właściciela bloga:
    Brak

    Minusy dla właściciela bloga:
    Silne oddziaływanie faktu kradzieży treści na ego blogującego, które zawsze doprowadzi do tego, że autor zgłosi do Google taki splog.

    Plusy dla splogera:

    Hmm, brak?

    Minusy dla splogera:
    Szybki ban.

    Sposoby na Spamblogi.

    Wszystkie sposoby będą dotyczyć radzenia sobie z 3 typem spamblogów.

    1. RSS z niespodzianką.

    Dzięki temu sposobowi, nasz sploger przy kolejnym pobraniu RSSów z naszego bloga, zamiast naszych wpisów dostanie niespodziankę w postaci np. bardzo nieładnych treści dla dorosłych. Musimy tylko namierzyć IP naszego sploga i ustawić regułkę w .htaccess naszego bloga

    RewriteCond %{REMOTE_ADDR} ^80.80.80.80$
    RewriteRule .*  [R,L] 

    Sposób nie działa,  gdy spamblog łączy się bezpośrednio z RSSem z Feedburnera. Zwykle jest tak, że autor sploga wpisuję adres naszej strony do skryptu/pluginu i daje mu działać. Wtedy niezależnie od tego czy mamy Feedburnera czy nie, i tak dostanie przekierowanie na feed podany przez nas. Jeśli jednak autor zadał sobie tyle trudu, że odszukał najpierw nasz adres na Feedburnerze i pobiera bezpośrednio stamtąd, to sposób nie zadziała.

    2. Kontakt z autorem.

    Piszemy mejla do autora, prosząc ładnie o usunięcie treści. Każdy chyba wie o co chodzi.
    Przy okazji puszcze jeszcze pinga do Antywebu. Może Hazan przestanie już pisać takie notki jak ta do które linkuję, bo naprawdę, jego naiwność zabija. Ja wiem, że to polska i dla autora takie zachowania to jeszcze coś nowego, ale pisanie posta w stylu – ktoś mi podbiera treść, patrzcie jak go ośmieszę pisząc taką notkę – ośmiesza tylko twórce najczęściej odwiedzanego polskiego bloga.
    Niektóre komentarze też zabijają – ciekawe czy po pisaniu o czystości internetu i braku moralności „obrońców spamu”, autorzy poszli posłuchać mp3 czy obejrzeć film ściągnięty z netu..

    3. DMCA Notice

    Jeśli przypadkiem nasz splog znajduję się na zagranicznym serwerze, to można wysłać tzw DMCA Notice na adres podany w kontakcie hostingu. Wystarczy napisać, że jesteśmy autorami danych postów (podać linki) i żądamy ich usunięcia. Hosting skontaktuję się wtedy z twórcą bloga i w 90% przypadków mamy problem z głowy. Przykłady DMCA Notice można znaleźć w necie, także nie będę podawał treści pisma (niech mnie ktoś oświeci, działa to na polskich hostingach?)

    4. Zgłaszamy spam do Google.

    Jeśli mimo zastosowanie 2 ostatnich podpunktów, autor ciągle ma nas gdzieś, to wysyłamy spamraport do Google. Oni załatwią sprawę szybko i bezboleśnie. Sposób jest skuteczny, ale nie polecam go stosować na początku – jeśli zrobimy to od razu, to autor po prostu kupi nową domenę i powtórzy proces. Jeśli jednak dostanie mejla z prośbą o usunięcie, lub hosting każe mu usunąć takej treści, to jest szansa, że się przestraszy, lub chociaż pomyśli co robi nie tak?

    5. Usuwamy kanał RSS.

    Metoda drastyczna, ale jeśli czujemy, że nie potrzebujemy RSSów to po prostu usuwamy kanał. W WordPressie można to zrobić dodając ten kod do pliku functions.php naszego theme.

    function fb_disable_feed() {
    	wp_die( __('Nie ma RSS. Powrot!') );
    }
    
    add_action('do_feed', 'fb_disable_feed', 1);
    add_action('do_feed_rdf', 'fb_disable_feed', 1);
    add_action('do_feed_rss', 'fb_disable_feed', 1);
    add_action('do_feed_rss2', 'fb_disable_feed', 1);
    add_action('do_feed_atom', 'fb_disable_feed', 1); 

    6. Wysyłamy link do tego wpisu.

    Bo przecież nikt nie lubi być idiotą ;)

  • Optymalizacja WordPress’a

    Bynajmniej nie będę opisywał jak to każdy może sobie zoptymalizować bloga, bo jest już dostępnych kilka poradników i nie będę powielał treści już spisanych. Napiszę po prostu co zrobiłem od początku stycznia 2009 z blogiem bynajmniej.pl. Dla siebie, ewentualnie dla potomności ;-)

    Zmiana serwera.

    Blog przeniósł się z serwera w UK, hostowanego przez Hostnine i wylądował w Polsce, na serwerze w Gdańsku, hostowanego przez firmę netmark.pl. Hostnine był dobrym serwerem, ale w miarę jak rozrastały się moje inne strony, blog zaczął coraz częściej rzęźić i nawet znikać na kilka godzin z błędem 503. Decyzję o przeniesieniu podjąłem właśnie w czasie takiego padu, a że akurat byłem na blogu pajmon.com i zauważyłem ikonkę netmarku, to bez wahania wykupiłem tam najniższy pakiet i ekspresowo przeniosłem bloga (pierwszy raz udało mi się od razu osiągnąć zgodne kodowanie bazy danych). Chociaż może ekspresowo to nie bardzo pasujące tu słowo bo..

    Domena.

    Domena bynajmniej.pl wygasała 3 stycznia 2009 roku, więc zawczasu przejrzałem oferty przedłużeń wszystkich rejestrantów i wybrałem najlepszą  czyli ovh.pl. Przetransferowałem domenę z az.pl (tam cena za przedłużenie to 130zł) do ovh, i 2 stycznia przedłużyłem (45zł). Piszę o tym, bo ovh.pl ma chyba najdłuższe czasy propagacji dnsów ze wszystkich rejestrantów jakich do tej pory używałem. Domena miała czkawkę prawie całe 24h, co zmusiło mnie do usunięcia kopii strony z hostnine, gdyż pojawiały się tam nowe komentarze, a nie chciałem już babrać się z bazą danych. Wszystkich którzy akurat trafili w tym czasie na stronę przepraszam, ale nie miałem pojęcia, że zajmie to tyle czasu.

    PhpSpeedy.

    Inspiracja przyszła z tego wpisu. Sprawdziłem przez ySlow jak radzi sobie bynajmniej.pl.

    clipboard01

    Wynik był mało zadowalający, więc zaprzęgłem Google do roboty i znalazłem kilka wpisów traktujących o optymalizacji WordPressa. Jeden wpis jak i cały blog okazał się kopalnią wiedzy na ten temat, dlatego postanowiłem wykonać większość poleceń Vladimira, takich jak instalacja cache dla gravatarów (używając tego pluginu ), usunięcie systemu rewizji, czy instalacja pluginu automatycznie optymalizującego bazę danych.

    Najważniejsza jednak okazała się wskazówka dotycząca pewnego pluginu do WordPressa – PhpSpeedy. Plugin ten zoptymalizował mi pliki css i javascript łącząc je w jeden i dołożył nagłówek expires. Po poprawkach dostosowujących go do Wp-Super Cache, oraz usunięciu widżetu flakera oraz kodu z blogadvertising zrobiłem ponownie test.

    clipboard02

    Jak widać 19 zapytań to obrazki, które mogłbym teoretycznie zredukować do 1, jednak nie mam pojęcia jak wykorzystać CSSSprite z WordPressem (i chyba byłoby to niewykonalne, z racji regularnych zmian obrazków na stronie głównej). Myślę, że zejście z 69 do 23 to niezły wynik, dlatego głębiej wchodzić już w to nie będę :-)

    Nofollow.

    Ostatnią rzeczą za która się wziąłem był odpływ linkjuice’u zarówno ze strony głównej bloga, jak i podstron. Postanowiłem wziąć się za wszystkie zdublowane linki (czyli np. 3 linki prowadzące do tego samego wpisu), linki z obrazków reklamowych, gravatary, linki z górnego menu do stron, oraz wszystkich linków prowadzących do kategorii (które jako strony mają u mnie parametr noindex).

    Wydawałoby się, że nie powinienem mieć problemów z tym zadaniem i rzeczywiście z większością poradziłem sobie dość szybko, doklejając do szablonu odpowiednie tagi.

    Problemem okazał się sposób wyświetlania menu kategorii

    menu

    WordPress wyświetla przez plik header.php używając wp_list_categories.

    Trochę czasu zajęło mi odnalezienie rozwiązania, dlatego zamieszcze je tutaj dla potomności. Aby uzyskać taki efekt wystarczyło użyć filtru wp_rel_nofollow, prawda, że oczywiste (ja też nie widziałem do dzisiaj, że WordPress ma filtry)?

    Jednak samo dodanie kodu

    add_filter('wp_list_categories','wp_rel_nofollow');

    do pliku wp-includes/default-filters.php nie załatwi sprawy, gdyż występuję tam jakiś bug, który uniemożliwia prawidłowe dodanie nofollow do kategorii. Rozwiązaniem jest edycja funkcji wp_rel_nofollow() w pliku wp-includes/formatting.php. Wystarczy usunąć linijkę zawierającą

    $text = $wpdb->escape($text);

    .

    Po tym jak uporałem się z kategoriami, chciałem też założyć filtr, na funkcję comments_popup_link która odpowiada za wyświetlanie ilości komentarzy przy postach na stronie głównej, i oczywiście linkuję do tych postów (tak, dołożyli 3 link, jakby ten z tytułu i z „więcej” nie wystarczył).

    Rozwiązanie znalazłem na tej stronie. Wystarczy przekopiować zawartość nofollow_functions.php i dokleić to czego potrzebujemy do naszego themowego functions.php (lub utworzyć nowy plik, jeśli functions.php nie istnieje). W moim przypadku musiałem edytować plik odpowiedzialny za wyświetlenie strony głównej i dopisać do funkcji comments_popup_link nofolow, dzięki czemu otrzymałem funkcję

    nofollow_comments_popup_link.

    Cachowanie widżetów.

    Osobiście nie używam widżetów na tym blogu, ale na innych stronach tak, dlatego polecę jeszcze ten plugin, dzięki któremu możemy obniżyć ilość zapytań do bazy naszej głównej strony o nawet 70%. Myślę, że nie muszę tłumaczyć zbawiennego wpływu tego pluginu na hosting i czas wgrywania strony.

    To do.

    Do zrobienia została mi zmiana nazwy slugu każdej kategorii, która dostała jakiś GooglePR (mimo noindex na danej stronie, PRsą wyższe od 0), stworzenia posta z tym slugiem i automatyczne przekierowanie go na stronę główną. Zawsze to kilka linków z PR większym od zera więcej. A może coś jeszcze? Dajcie znać, z czym można jeszcze pokombinować :-)

  • SeoNiewypał Jeża?

    Postanowiłem zajrzeć wreszcie do panelu SeoDopalacza Jeża, o którego starcie pisałem w lipcu 2008 i do którego stworzyłem odpowiednią wtyczkę do WordPressa.

    Bilans prezentował się następująco 72 strony typu Pressel Page, większość na unikalnych IP i nowych, specjalnie zakupionych do tego celu domenach. 29 dodanych artykułów, które uprzednio zamówiłem i opłaciłem.

    Każdą z domen sprawdziłem po kolei  (czy presell istnieje, PR, site/ban), a efektami kontroli podzielę się z Wami.

    Na 70 domen, 14 nie działało, w tym tylko 6 było nieaktywnych w panelu, co dawało mi mnóstwo pustych punktów.

    70-14=56

    na 56 domen 16 było zbanowanych w Google.

    56-16=40

    na 40 domen, jedna ma PR2, a 13 Pr1.

    Ze sprzedaży zarówno małych punktów jak i dużych zarobiłem w sumie 0 złotych, 0 groszy.

    Na kupno domen, serwera, artykułów do precli wydałem trochę za dużo.

    Jakieś tam pozycję widać w panelu linków, ale bez żadnych rewelacji. Przy tym nakładzie kasy i czasu, takie, a myślę, że dużo, dużo lepsze pozycje mógłbym osiągnąć w każdym innym systemie wymiany linków, czy nawet używając zwykłych precli.

    Na PiO trwa dyskusja nad tym, czy userzy powinni dostawać jakieś bonusy za to, że przedłuża domeny. Ja byłbym za zwrotem kosztów, bo tylko to uratuje te domeny, których nawet nie opłaca się przedłużyć i zmienić treści licząc na linki i wyższy PR. Sorry Jeżu, ale tak jak można przeczytać u mkane, założenia świetne, ale rzeczywistość przerosła wszystkich wizjonerów.

    Chociaż może to ja się nie znam, jakie są wasze doświadczenia z SeoDopalaczem?

  • Yes we can

    Yes we can

    Ten wpis miał być komentarzem do wpisu na blogu Złote Góry ale mi się trochę rozrósł i wylądował wreszcie tutaj.

    Ledo w swoim wpisie „Dlaczego tak mało osób zarabia w programach partnerskich?” opisał podstawowe błędy początkujących w PP. Główne powody to wg niego brak wiary we własne możliwości, i w to że można zarabiać online, brak wytrwałości, rozpoczynanie zbyt wielu rzeczy naraz, ogólna nieznajomość swojej niszy jak i zasady działania pp. Ja się podpisuję pod tym, obiema rękami (i polecam zarówno owy wpis jak i wartościowe komentarze), ale pójdę dalej i zapytam dlaczego tak jest? Czy nie mamy odpowiedniej wiedzy? Czy jesteśmy mało kreatywni? Nie.

    Potrzebujemy lidera. Potrzebujemy planu działania i bata nad głowa.

    Mówię to ze swojego doświadczenia z pewnym programem partnerskim w którym brałem udział. Tworzyło się tam mini strony (ależ odkrycie ;-) ) i odpowiednio się do nich linkowało (kolejne), tworzyło nowe strony itp itd. Nic, totalnie nic innowacyjnego, zwykła codzienna orka.

    Najważniejsze w tym wszystkim było jednak to, że osoba na szczycie piramidki nie siedziała zadowolona, że 2gi poziom za niego pracuję, ale też nie narzekała, że zarabia tak mało bo każdy jest nierobem. Osoba ta miała pewną wizję. Wzięła sprawy w swoje ręce i zaprogramowała system dzięki któremu, każdy kto zapisał się do tego programu, miał codzienne, szczegółowe instrukcję co i jak ma robić, oraz był tygodniowo rozliczany z tego co robił. Jeśli mu się nie chciało, nie miał czasu, zarobki mu nie odpowiadały to po tygodniu po prostu wylatywał z pp bo na jego miejsce była już zapisana kolejka chętnych. Był też wewnętrzny, codzienny ranking partnerów, który sprawiał, że człowiek chciał być ciągle wyżej na liście. Działa tu ta sama zasada, która działała już w czasach polowań na mamuty. Rywalizacja. Wg Men’s Health mężczyzna pokonuje o 12% dłuższy dystans w ciągu 6 minut, jeśli maszeruję w grupie, w porównaniu z samotnym marszem. Zwiększenie tempa powoduję rywalizacja, nawet jeśli jest podświadoma. Osoba najwyżej w rankingu po określonym czasie dostawała możliwość zwerbowania z głównej listy 10 partnerów z 2 poziomu którzy zarabiają bezpośrednio na niego.

    Jak to wyglądało?

    Był to swego rodzaju program partnerski programów partnerskich. Tzn zapisywaliśmy się do kilku(nastu) programów partnerskich jako osoba polecona z refa bossa.
    Najpierw powstał blog, w którym boss ogłosił zasady, tematykę wymienił programy partnerskie i ogólnie opisał jak to będzie wyglądać. Po jakimś czasie, pojawiła się możliwość zapisania się na listę osób i po odczekaniu swojego (czekałem aż ktoś wyleci, bo lista została zamknięta po kilku godzinach) dostałem się do programu. Tematyką nie będę się zajmował, bo nie o to chodzi, opiszę więc bebechy programu. Było kilka sekcji, dostępnych tylko po zalogowaniu: Lista to do na dany tydzień (z opisami, co jak i gdzie zrobić), wraz z polem wysyłania mejla do szefa, że zadanie zostało wykonane (typu: „stworzyłem stronę wg punktu 1 jest pod tym adresem”), FAQ, pomoc techniczna (tickety) oraz oczywiście forum i ranking partnerów.

    Oczywiście narzucenie listy to do, nie zabijało to naszej kreatywności, bo tematyka była dowolna, można było robić co się chciało o ile, było to zgodne z ogólnymi wytycznymi (typu stwórz blog na wordpress.org, stwórz blog na blogspocie, zrób mini stronę w której zrobisz to i to) można było dzięki temu zarobić. Można było wykonać plan minimum, ale można było pójśc dalej i wspinać się powoli w rankingu partnerów.

    Po jakimś czasie rozrosło się do struktury iście mafijnej. Boss który dostaję % od każdego, oraz kilku kapitanów (zwycięzców rankingów) którzy mają też swoich zarabiających żołnierzy. I najważniejsze, to działało. Zarabiał każdy, bo każdy musiał wykonać plan i czuł na karku oddech ludzi czekających na zapasowej liście partnerów. Boss włożył w to mnóstwo pracy, ale myślę, że korzyści miał zdecydowanie zadowalające.

    Teraz pytanie, czy ktośPL będzie chciał taki program wymyślić, czy zainwestuję w to swoją wiedzę i pieniądze, żeby później zarobić z nadwyżką? Mam wielką nadzieję, że tak, bo sam chętnie wziałbym w tym udział. W końcu chodzi o to żeby zarobić, tak?

  • Take what you can…

    Zainspirowany dyskusją o PageRank polskich blogów postanowiłem sprawdzić sobie co pozostało po moim czarnym, niczym piracka flaga, mini-seo-imperium. Strony tworzące owe imperium, – biorąc pod uwagę  fakt, że były stworzone niezgodne z zasadami Google – są więc już dość wiekowe, bo zostały stworzone w wakacje 2008.

    Tak więc w ciągu ostatniego półrocza udało mi się zakupić 86 domen z PR3-PR4. Kupowałem je oczywiście gdy dolar był jeszcze dużo tańszy niż teraz i gdy punkty w systemie można jeszcze było sprzedać w cenie 400zl za 100k punktów. Czyli były to czasy dość odległe, z teraźniejszego punktu widzenia ;-)

    Domeny dostały swojego dedyka 8 różnych IP i zero linków przychodzących. Ogólnie możemy przyjąć, że tworzone były zgodnie z zasadami opisanymi w tym poście.

    Dzisiaj zalogowałem się na moje konto w GoDaddy i przejrzałem wszystkie domeny. Wyniki w zasadzie nie powinny zaskakiwać, i tak: w tym momencie z całej puli 86 domen, zostały mi 23 domeny z PR1 do PR3 (większość PR3) oraz jedna z PR5 (co jest miła niespodzianką ;) ). Z prostej matematyki wynika więc, że Google zbanowało mi 63 domeny.

    Większość padło podczas pamiętnej kampanii wrześniowej, kiedy to źli ludzie :-) zgłaszali moje ciężko postawione strony do Google i na listę splogów WordPressa. Odpisałem na 17 mejli do mojego hosta, kasując przy okazji całą zawartość zgłoszonego bloga. Pomogło to w 3 przypadkach, także mogłem sobie darować, te kilka godzin pracy.

    Każda z domen kosztowała około 12$, (a przynajmniej większość moich domen, czyli te o końcówkach .com ) co daje nam zawrotne straty w wysokości 756$. Oh rly? ktoś zapyta, i dobrze zrobi, bo prawda jest oczywiście inna.

    Każda domena przyniosła po miesiącu zysk, czyli zrobiła dokładnie to, co miała zrobić w moich założeniach. Nie ukrywam, że wszystko się zbiegło w czasie, że akurat popyt na punkty e-weblinka był ogromny, że teksty angielskie pozwoliły zarobić na reklamach typu text-link-ads, i że niski dolar pozwalał na śmiałe zakupy. Jakby było teraz? Nie wiem, ale zarówno mnie, jak i mojego laptopa kupionego dzięki tym pieniądzom to nie interesuję. :-)

    Oczywiście nie zapominamy o tych 23 domenach które pozostały. Wszystkie dostaną nowe szaty graficzne, nową white treść oraz masę spamu na subdomenach, która zadowoli nawet najbardziej wybredne systemy wymiany linków. Przy okazji, ciekawe czy i kiedy, do słownika pozycjonerów wejdzie stwierdzenie „pranie brudnych domen” :-)

    Naturalnie domena z PR5 zostanie odpowiednio wzmocniona linkjuicem z innych silnych domen, zostanie na nią zamówiona odpowiednia treść, odpowiednia skórka i zarobi na siebie odpowiednio do wartości PR która nie wiedząc czemu ciągle wszystkich kręci (a jak wszystkich to i mnie, bo ja na tym zarabiam).

    Jaki morał? Taki jak zawsze, i powtarzam to każdemu do znudzenia – domeny muszą na siebie zarabiać. Może to być nawet o 50 centów więcej niż cena, którą zapłaciliśmy, ale to już wystarczy.

    … give nothing back!

  • Dwa tysiące ósmy w liczbach.

    Czas na krótkie podsumowanie pierwszego roku w którym bynajmniej.pl raczkowało w polskiej blogosferze. Oby był pierwszym z wielu.. Jedziemy ;)

    Wszystko zaczęło się od..

    (więcej…)

  • Social Media? Whaaaat?

    Wpis nawiązuje oczywiście do Solo media czyli czy jesteś medialnym snobem? i Am I a microblogging snob?

    Zakładam, że każdy zainteresowany obejrzał już filmik i przeczytał posty i komentarze wyżej (moje też, bo tu ich nie powtarzam już), dlatego będzie bez wprowadzenia.

    Chociaż… może nie każdy rozumie więc:

    social – społeczny, towarzyski, spotkanie towarzyskie

    Nie wiem czemu nikt nie potrafi dojrzeć w tym zachowaniu  możliwości, a widzi tylko idiotę, który obserwuję tysiące ludzi bo tak.  Perry Belcher w tym filmiku pokazuję, co warto zrobić, żeby ludzie nie uznawali Cię za Twitterowego  snoba. Wszyscy komentujący na polskich blogach, omawiają tylko to co mówi, zupełnie nie myśląc o tym po co. Przecież to nie jest wideo stworzone po to, żeby ludzie się dodawali bez powodu i żyli w jednej wielkiej komunie. Ktoś już załapał o co mu chodzi? O pieniądze? Brawo.

    Im więcej ludzi Cię obserwuję tym więcej możesz zarobić na reklamach na Twitterze. Czy to ebooki, posty na blogu czy gotowe produkty. Docierasz wtedy do ogromnej liczby osób. I co z tego, zapytasz? Ano np. to:

    Jesteś na Twitterze kilka miesięcy. Dostajesz tweeta reklamowego i  patrzysz sobie na profil gościa: jakiś snob co obserwuje tylko 5 osób i wykorzystuje Twittera do reklamy. Niech spada. A jeśli obserwuję tysiące osób? I w dodatku Ciebie? I akurat jest tym facetem który pierwszy zaczął Cię obserwować i tak miło przywitał Cię te kilka miesięcy temu, kiedy nie wiedziałeś co do czego służy? Tym który prowadzi tego świetnego bloga którego czytasz codziennie? No to na pewno ten produkt który sprzedaję jest warty tej kasy, zresztą potrzebowałeś tego i tak, a tak dasz mu jeszcze zarobić i odwdzięczysz się za to, że pomógł Ci na początku.

    Prawdą, że każdy się teraz krzywi w grymasie i już układa w głowie hate commenta do tego wpisu? Zupełnie się temu nie dziwię, ale to właśnie dlatego, że każdy to czytający uważa się za lepszego od gościa który kupuje coś przez linka na Twitterze. Bo każdy myślący inaczej to naiwniak, a pewnie i idiota, skoro tak piszę i wydaję się, że w to wierzy.

    Tylko, że drodzy guru internetu w Polsce, na Twitterze to działa. Na Diggu to działa. Na Stumble Upon to działa. To serwisy które zarabiając same pozwalają zarabiać innym. Wiecie dlaczego? Bo miliony ludzi na świecie robi wszystko to co uważacie za głupie i naiwne i jeszcze się przy tym dobrze bawi. Zarabiają oni, zarabiają guru, zarabiają twórcy danego serwisu. Wszystko się napędza, wszystko idzie do przodu. Powstają nowe serwisy, a oni ciągle nie mają dość!

    A wy (bo nie my) narzekajcie sobie dalej, najedzcie się swoim jadem, ponabijajcie się z innych ludzi, obserwujcie tylko znajomych, (bo od tego jest blip! a jak myślisz inaczej to się lansujesz!)  i poczujcie się szczęśliwi w swoim małym ograniczonym polskim światku.

    I piszcie, że blip jest poroniony bo nie zarabia, piszcie, że wykop jeszcze gorszy, bo siedzą tam sami idioci (tak, sam tak piszę, macie mnie) i pamiętajcie, żeby nie pomyśleć dlaczego tak jest i nie sprawdzić w jaki sposób zarabiają ich wielkie odpowiedniki na świecie. Gdybyście jednak to sprawdzili i doszłoby do Was, że to może dlatego, że to przez Was i przez Wasze polskie myślenie, to usiądźcie i zapłaczcie ze mną.

    BTW: Tak, wpis jest przejaskrawiony, ironiczny i podły. Tak, jest to w jakimś stopniu mój punkt widzenia. Nie, nie odnoszę się w nim do blipa bo i jak mógłbym skoro to nie ten zasięg, nie ten język i nie ten kraj co Twitter.

    Przy okazji, możesz poobserwować mnie na blipie żeby nie dowiedzieć się zupełnie niczego ciekawego i poczytać moje prywatne rozmowy z innymi. No i żeby zobaczyć #pokacycki.

    Dla wszystkich który nie czytali i od razu chcą skomentować, streszczenie:

    Twitter to nie blip. Tamto wideo i wszystko co Pan mówi odnosi się do Twittera. Tak, tam to działa. Tutaj nie. Między innymi przez  polskie myślenie.

    Social media to nie solo media. Nie chodzi o Ciebie (bo przecież wiemy, że wiesz wszystko i znasz się na wszystkim). Chodzi o ogół ludzi. Ogół (tak, ten ogół który posiada wiedzę mniejszą od Twojej o 90%).

    Amen.