Po co Ci katalog stron?

To pytanie, na które KAŻDA osoba prowadząca katalog stron powinna odpowiedzieć w ciągu 3 sekund, obudzona o 3 w nocy.

Obawiam się niestety, że nawet po 10 minutowym zastanowieniu – po 8h śnie i w samo południe – duży procent właścicieli takich katalogów miałaby z odpowiedzią problem.

Jeżeli nie rozumiesz bez tłumaczenia, to znaczy, że nie zrozumiesz, choćbym ci nie wiem ile tłumaczył.

Czytaj dalej Po co Ci katalog stron?

Zlecenia przez net?

Siedzę sobie na urlopie (od jednej firmy, bo od swojej urlopu nie mam ;-) ) i jakoś tak w nawyk mi weszło przeglądanie ofert na zlecenia.przez.net. Dostaję je codziennie mejlem, jednak już od jakiegoś czasu, przestałem brać udział w licytacjach.

Kilka razy stworzyłem ofertę, opakowałem w pdf’a, byłem cały czas na telefonie, i co? I byłem za drogi. I pewnie też nie dorzuciłem darmowych chipsów.

Okazało się, że odpowiadanie na te oferty to zwykłe marnowanie czasu, zresztą dużo bardziej wolę dostawać zlecenia od ludzi czytających tego bloga, przynajmniej mogą mi pojechać tekstem, że mam się stosować do wytycznych wh, bo nie chcą filtra (jakby za black hat były jakieś filtry :P ), a nie usłyszę nigdy, że pozycje mają być sprawdzane co godzinę i potem wyciągana średnia ;-)

Anyway, piszę, bo dzisiaj znalazłem fajną aukcję – http://www.zlecenia.przez.net/oferta,32497 z fajnym przesłaniem http://niedlaoszustow.wordpress.com

Jak tam wasze urlopy? Też tak masakrycznie krótkie? ;-)

StefanFork i eSWueLe czyli pozycjonowanie peel.

Większość wpisu powstała w miniony weekend, kiedy zrelaksowany stukałem w laptopa już praktycznie leżąc w łóżku. Polecam czytać go też w takiej pozycji i o takim poziomie relaksacji ;-)

SWL czyli system wymiany linków

Niedawno na PiO padło pytanie czym jest ten skrót, także mam nadzieję, że po odpowiednim wypozycjonowaniu (naturalnym rzecz jasna) wszyscy wpisując w Google ten skrót będą trafiali tutaj.

Tak więc po pierwsze, drodzy przyszli manipulatorzy indeksem Google: SWLe są nie polecane przez, przez pracowników Google, a za ich używanie możemy (i powinniśmy) spodziewać się reperkusji ze strony wielkiego G. Myślicie że w pl nam nic nie grozi? ;-) Pomyślcie jeszcze raz:

Kaspar - czyli Google na Blipie

Po drugie – najczęstszą karą dla stron emitujących linki z SWL jest oczywiście filtr na wszystkie frazy oraz zerowanie PageRanku –  dla przykładu moja strona z lat młodości , która podczas ostatniego updejtu PR  zaliczyła spadek na wszystkie frazy (z pierwszej trójki do 30stki) oraz zerowanie z PR3.

Jeśli też jesteście w takiej sytuacji, to – bez ironii – polecam zdjąć wszystkie linki i przyznać się przed Google w Webmaster Tools, że byliśmy źli, ale że już nie będziemy i wysłać prośbę o ponowne rozpatrzenie. Dla spokojności ducha, uruchomiłem dodatkowo kampanię Adwords dla tej strony – kokosów nie wydam, bo fraza jest prawie nie oblegana, a zawsze pojawię się w odpowiednim miejscu. Teraz czekam.

No a po trzecie: cytat z Google

Nie bierz udziału w programach wymiany linków służących rzekomo poprawie pozycji witryn w wynikach wyszukiwania lub w rankingu PageRank. W szczególności unikaj linków do spamerów sieciowych i witryn ze „złych okolic sieci”, ponieważ może to pogorszyć pozycję w rankingu.

Wszystko jasne? No to o co chodzi właściwie z tymi SWL’ami?

Google stanowisko w sprawie SEO ma jasne: możemy zoptymalizować odpowiednio naszą stronę, a także utworzyć unikalną i wysokiej jakości treść. Po wykonaniu tych czynności pozostało nam już tylko czekać na docenienie przez innych użytkowników internetu, którzy zgodnie z logiką (logiką Google) zaczną do nas linkować sami z siebie. Możemy też dodać się do branżowych katalogów, uważając żeby były naprawdę branżowe (czytaj do DMOZ’a się możemy dodać ;) ).

Później możemy starać się zdobyć linki i traffic metodami socjalnymi, czyli wszystkie WykopoDiggo podobne serwisy, a także mikroblogi, czyli w zasadzie BlipoTwitter, który pomoże nam zbudować jeśli nie linki, to na pewno traffic (a jak mamy długotrwały traffic, to mamy też linki, bo ludzie  zaczną do nas linkować).

StefanFork socjalny.

To teoria (i praktyka w anglojęzycznym SEO) ale my, rozpatrzmy teraz przykład Stefana, który jest z Polski i prowadzi niszowy sklep internetowy sprzedający sztućce – StefanFork. Nie opłaca mu się zlecać pozycjonowania firmie SEO, a na AdWords póki co nie ma środków.

Optymalizacja strony Stefana – stefanfork.pl wykonana jest poprawnie, treść w postaci fotek pięknych sztućców też. Wszystkie największe katalogi w sieci mają wpisy z linkami do sklepu Stefana. Nikt jednak – pomimo kilkumiesięcznego stażu sklepu w sieci – nie linkuję do Stefana pisząc, że widział tutaj naprawdę fajne widelce (zaskoczeni? ;-) ).

Stefan próbuje wziąć sprawy w swoje ręce i zgodnie z wytycznymi Google szuka stron które są tematycznie powiązane z jego sklepem i rozsyła do nich mejle z prośbą o link do niego. Na 25 wysłanych mejli, dostaje 3 odpowiedzi odmowne i jedno wymowne „chyba cię poje***o”.  Pozostali właściciele stron milczą.

Stefan jednak nie poddaje się i postanawia sprowadzić widelce z dalekiej Afryki. Wie, że widelce wykonane z kości (nie chcemy wiedzieć czyich) mogą zainteresować użytkowników sieci i liczy na co najmniej główną stronę wykopupeel. Niestety, gdy tylko zamieszcza tam swoje linki, zostaje zwyzywany i obrażony w sposób o którym będzie mógł opowiadać swoim dzieciom, a jego materiał na temat widelców zostaje oznaczony jako „spam nie nadający się na główną stronę”. Ten sam los czeka też przyszły wykop o łyżkach i nożach kuchennych.

Stefan ponownie jednak nie załamuje się. Przez kilka tygodni powoli buduje sieć przyjaciół na polskim mikroblogu – Blipie. Gdy śledzi go już ponad 100 osób, przechodzi do ofensywy i zaczyna informować wszystkich nie tylko o tym, że zjadł właśnie zupę – jak większość użytkowników blipa – ale także czym tą zupę je, oraz zamieszcza linka do owej pięknej łyżki.  Niestety, ponownie nikt nie jest zainteresowany.

Facebook nie okazuje się też tym co Stefan sobie wyobrażał, a i wejść z profilu na Naszej Klasie  jest jak na lekarstwo. Stefan zaczyna myśleć, że odpowiednie pozycję na jego frazy są nie do osiągnięcia.

PiOzycjonowanie.

Pewnego dnia Stefan odnajduję forum na którym ludzie zachwycają się systemami wymiany linków, dzięki którym mogą w szybkim czasie uzyskać zadowalające pozycje na frazy na które chcą być znalezieni.

Stefan dołącza do jednego, wykupuje pakiet punktów i wpisuje do okienka odpowiednie frazy. Po kilku tygodniach zaczyna obserwować powolny wzrost pozycji na dane frazy. Ludzie zaczynają go odwiedzać, zaczyna sprzedawać sztućce.

To pierwsza część dłuższej serii wpisów prezentujących polskie Systemy Wymiany Linków przeznaczonych dla raczej początkujących. Sam nie przypuszczałem, że będę tutaj o tym pisał, ale ostatnimi czasy nowy userzy PiO mnie załamują ;-) Zresztą, mi też przyda się wizyta na tych wszystkich nowych SWL’ach.

Link Suit Up, czyli indeksujemy linki.

Jeśli tytuł wydaje Ci się dziwny, to już spieszę z wyjaśnieniami ;-)

Wiadomo, że zgodnie z wytycznymi Google dla webmasterów, tworzymy strony o tak bogatej treści, że ludzie sami do nich linkują ze swoich hobbystycznych stron, do których niekoniecznie prowadzą miliony linków (tak jak do naszych ;-) ).

W statystykach często obserwujemy, wejścia z różnych (dziwnych?) stron, przechodzimy na nie i stwierdzamy, że niestety nie są nawet zaindeksowane.  Więc fajnie, stworzyliśmy wartościowe strony, zwykli ludzie do nas linkują a w wyszukiwarce i tak jesteśmy nisko. WTF Google? – chciałoby się zapytać ;-)

Tutaj z pomocą przychodzi Eli ze swoim postem z 2007 (tak z 2007, on jest po prostu tak zajebisty ;-) ).

W tym momencie oczekuję, że każdy przejdzie na stronę bluehatseo i przeczyta cały wpis (albo i cały blog, ale do tego trzeba wszystko sobie wydrukować i kupić kilka różnokolorowych zakreślaczy, żeby zrozumieć połowę ;-) ), dlatego nie mam zamiaru tłumaczyć czy robić czegokolwiek innego poza przejściem do sedna tego postu..

a sednem jest nowy plugin do WordPressa na który natknąłem się dzisiaj – Link Log Matcher.

Zasada działania jest piękna i prosta: za każdym razem, gdy ktoś trafi na naszego bloga nie z SERPów, a z normalnej strony, plugin tworzy niewidzialny iframe, który pinguje podstronę z której mamy wejście. Prawda, że genialne w prostocie? Zasada win-win: jeśli dana podstrona z linkiem do nas nie była w indeksie Google, to po chwili będzie – korzysta zarówno osoba do nas linkująca jak i my, bo cieszymy się z linka który Google dopiero teraz zauważy.

Metodę przetestowałem przed chwilą.

Blog A – w którym wyłączyłem pingowanie, napisałem nowy post w którym zalinkowałem do bloga B z zainstalowaną wtyczką LLM. Kliknąłem w odnośnik we wpisie na blogu A, przeszedłem po linku na blog B (obserwowałem jak w pasku łączy się z pingomatic; widać też oczywiście gotowy iframe w kodzie) i odczekałem chwilę. Po 6 minutach Google przyszło i zaindeksowało wpis na blogu A.

Wiadomo, że ta metoda nas nie zbawi, bo linki same budować się nie będą, ale przy założeniu, że tworzymy wartościowe strony (i że ludzie linkujący do nas mają ruch na stronie) możemy znacząco poprawić widoczność linków prowadzących do naszej strony.

PS. Jeśli tytuł ciągle wydaje Ci się dziwny, to zacznij oglądać How I Met Your Mother i wróc dopiero jak skonczysz kilka serii ;-)

Bo doba ma 24h.

A ja potrzebuję snu.

Rok 2009 zaczął się ostro i póki co nie spuszcza zbytnio z tonu. Do jednego, domowego, etatu doszedł mi drugi (dzięki Leszek ;-) ) zupełnie nie w domu.  Przełożyło się to na totalne rozbicie mi cyklu dnia, który jeszcze w styczniu zaczynał się około 11, a kończył o 2-3 w nocy. Teraz codziennie o 6 rano jestem szczęśliwy i wyspany, a o 8 piję pierwszą kawę.  W biurze. Wracam o 17, a o 23 jestem już ponownie szczęśliwy w łóżku.

Wizja takiego cyklu dnia jeszcze w styczniu wydawała mi się nie do pomyślenia. Teraz znowu nie wiem w jaki sposób mogłem wtedy wytrzymać przy komputerze do 3 w nocy ;-)

Kilka osób zdziwiło się gdy dowiedzieli się o mojej pracy u kogoś. Do tekstów w stylu „jak to, ty na etacie?”  już zdążyłem się przyzwyczaić. Do tego, że dołożyłem sobie drugą pensję w czasach kryzysu też ;-)

Wszystkie opinię jaki to pozycjoner musi być kiepski, skoro nie potrafi sam siebie utrzymać (bo czemu inaczej zgodziłby się na etat, right?)  mam w zasadzie głęboko gdzieś, ale pozwalam ludziom tak myśleć, w końcu każdy ma prawo się mylić.

Myślę, że okres przejściowy mam już za sobą, że będę mógł już odpowiednio dzielić swój czas, między prace i pracę i bloga. To znaczy więcej wpisów tutaj niż w lutym, co mam nadzieję niektórych ucieszy ;-)

Nowości.

Znaczy to też, że skończę wreszcie moje 2 projekty, czyli płatny katalog opisowy postawiony na WordPressie,  oraz stronkę z darmowymi, zoptymalizowanymi pod seo, oraz spolszczonymi skórkami do WP. Nie jest to nic wielkiego, ot, 2 kolejne stronki w sieci, ale fajnie będzie skończyć wreszcie coś co zaczęło się w 2008 (nie znaczy to, że te projekty były takie trudne, tylko, że po prostu nie miałem czasu ;-) ).

No i jest jeszcze ten 3 projekt który siedzi w mojej głowie już tak długo, że ostatnio odnalazłem w sieci jego anglojęzyczny odpowiednik. W zasadzie to za wcześnie żeby go wprowadzać w naszą polską sieć (bo zapewne podzieli los seowykopu.pl – tematyka podobnie niszowa), ale przy praktycznie braku kosztów użytkowania stronka może sobie poleżakować i oczekiwać na lepsze czasy.

Motywacja.

Wczoraj dostałem też złośliwego mejla z zapytaniem czy będę robił podsumowanie ostatniego miesiąca. Otóż nie będę ;-) ale dziękuję za mejla, zmotywowało mnie to do napisania tego wpisu, a jak wiadomo, po długiej przerwie  najtrudniej jest zacząć.

A gdyby to była Wasza matka?

Na koniec chciałbym też oficjalnie podziękować szanownemu Google za wyzerowanie PR na blogu i olanie mojej prośby o przywrócenie go. Te codzienne  linki z for do „bynajmniej to nie przynajmniej” zapewne zmusiły pracowników do ręcznego zerowania. Przecież każdy wie, że jak piszesz coś do czego ludzie linkują sami z siebie, to prędzej czy później zostaniesz jakoś ukarany, prawda?

site: głupcze!

Ilość zaindeksowanych stron w G, to w tej chwili najbardziej pożądany towar w polskim światku seo. Większość rodzimych blogów, które czytam (choćby tu i tu i tu i tu) posiada już wyczerpujące wpisy w których autorzy piszą jak zdobywać upragniony site. Po co, ktoś zapyta? Oczywiście, dla systemów wymiany linków. Szczególnie jednego, którego nazwy nie trzeba wymieniać. Wystarczy wejść na PiO. Czytaj dalej site: głupcze!