Kategoria: AI

  • Flowgrammer – kim jest i dlaczego (być może) nim jesteś?

    Flowgrammer – kim jest i dlaczego (być może) nim jesteś?

    Flowgrammer. Słowo brzmi trochę jak błąd w pisowni, trochę jak nowe stanowisko w korporacji. A prawda jest taka, że to może być nowy sposób myślenia o technologii, pracy i automatyzacji. A może nawet nowy zawód.

    Flowgrammer – czyli kto?

    Flowgrammer to niekoniecznie programista. To ktoś, kto:

    • buduje przepływy automatyzacji przy użyciu narzędzi typu n8n, Zapier czy Make,
    • projektuje logikę bez pisania kodu w klasycznym sensie,
    • myśli procesowo, a nie algorytmicznie – ale efekty są bardzo podobne: coś się dzieje automatycznie, bez klikania,
    • łączy dane, API, formularze, CRM-y i inne usługi w jedno spójne flow, które po prostu działa.

    To taki programista XXI wieku – bardziej projektant logiki i integracji, niż kodziarz z kawą i terminalem. A czasem… jedno i drugie.

    Flow + grammer = Flowgrammer

    Nazwa to połączenie dwóch światów:

    • „flow” – czyli przepływ: danych, informacji, zdarzeń, integracji,
    • „grammer” – czyli z angielskiego „programmer”, ale w wersji pozbawionej koderskiego zadęcia.

    Flowgrammer nie pisze linii kodu, tylko buduje bloczki, logikę i zależności. Tak jak kiedyś projektowało się diagramy UML, tylko że teraz one naprawdę działają.

    Dlaczego to ma sens?

    Bo:

    • automatyzacja nigdy nie była tak dostępna,
    • narzędzia typu no-code/low-code rozwijają się w turbo tempie,
    • firmy potrzebują ludzi, którzy umieją szybko połączyć kropki – niezależnie, czy to system CRM, Google Sheets, czy API wysyłające powiadomienia.

    Flowgrammer to rola, która rośnie z dnia na dzień. I nie tylko w startupach. Coraz więcej średnich firm, agencji, freelancerów i zespołów projektowych potrzebuje kogoś, kto ogarnie:
    „Jak to zautomatyzować, żeby samo się robiło?”

    Jak zostać Flowgrammerem?

    Na przykład… ucząc się:

    • n8n – czyli open-source’owego narzędzia do automatyzacji, które daje więcej niż Zapier,
    • NocoDB – czyli bazy danych w stylu Airtable, tylko self-hosted i bez SQL,
    • myślenia w przepływach – czyli jak coś ma się zacząć, co musi się wydarzyć, i co powinno być na końcu.

    I nie – nie trzeba być programistą. Trzeba być kreatywnym, cierpliwym i otwartym na testowanie.

    Flowgrammerzy są już wśród nas

    Niektórzy z nich nie wiedzą, że nimi są. To:

    • marketerzy, którzy sami automatyzują kampanie,
    • właściciele firm, którzy zbudowali CRM bez developera,
    • specjaliści, którzy oszczędzają sobie 10 godzin tygodniowo dzięki sprytnym przepływom.

    Być może Ty też jesteś Flowgrammerem – tylko jeszcze tak się nie nazywasz.

    Flowgramming a vibe coding – czy to to samo?

    Flowgrammerzy i vibe coderzy mają ze sobą wiele wspólnego. Obaj:

    • stawiają na flow, nie na perfekcję,
    • wolą „zrobić coś działającego” niż „pisać idealny kod”,
    • kodują z pomocą AI – to nie opcja, to fundament,
    • działają szybko, iteracyjnie, kreatywnie.

    Różnica?
    Flowgrammer projektuje automatyzacje i przepływy w no-code.
    Vibe coder pisze (albo raczej: generuje) kod z pomocą AI, zwykle w Pythonie, JS lub innym języku – często bez planu, ale z pomysłem i energią.

    To dwie strony tej samej zmiany:

    technologia ma działać, a nie tylko wyglądać dobrze w kod review.

    Jeśli chcesz bardziej poczuć ten klimat, sprawdź mój osobny wpis:
    👉 Co to jest vibe coding?

    PS. Ten wpis to test. Nie regulujcie odbiorników.

  • Jak powstają moje teksty, gdy mnie ktoś tak spyta..

    Jak powstają moje teksty, gdy mnie ktoś tak spyta..

    Millenialsi wiedzą co, reszta może sprawdzić.

    Miejsce: messenger, osoby: Jeden seowiec, jeden fotograf.

    S: – Widziałeś nowy model 4o? Jak ogarnia grafiki? AI zgarnia następną branżę.
    F: – Nie będzie grafików
    S: – Tak jak copywriterów, czy junior devów
    S: – Pewnie nawet SEO zdechnie.
    F: – Nie będzie niczego (RIP panie Kononowicz).

    No i w mojej głowie to już jest. Mem ze śmiercią która odwiedza kolejne drzwi. Dawaj na LinkedIn!

    Pokój 1: Copywriterzy – leżą.
    Pokój 2: Programiści – leżą.
    Pokój 3: Graficy – leżą.
    A na końcu drzwi z napisem „SEO”.

    Odpalam GPT, mam tam projekt „Posty LinkedIn”, tak, z pomysłami na posty na LinkedIn.

    Wrzucam prompt nad którym pracowałem bardzo długo:

    No tak niekoniecznie skorzystałem z tych wersji, ale po 15 minutach wyglądało już całkiem dobrze. Ma się ten styl.

    Mem? No cóż, nie było aż tak prosto. Skończyło się na tym, że musiałem sam wrzucać napisy na drzwi, jak boomer, w programie graficznym.

    No ale się udało.

    .. i poszło.

    A potem?

    Wieczorem poodpisywałem na komentarze (ładnie sobie rosło), zamknąłem LinkedIna, zrobiłem herbatę (nie zrobiłem herbaty, ale nie pamiętam co robiłem) i żyłem dalej.


    Następnego dnia spojrzałem… i byłem pod wrażeniem.

    Teraz to wygląda tak:

    79 334 wyświetlenia.
    319 reakcji.
    136 komentarzy.
    +21,9% nowych obserwujących w 2 dni (>150 osób)

    Nie wrzucałem posta nad którym pracowałem 2h.
    Nie miałem strategii.
    Wrzuciłem mema z kosą.

    Najlepsze jest to…

    …że ten post był o tym, jak AI „wycina” kolejne zawody – a powstał przy współpracy z AI.


    To AI podpowiedziało mi copy i dopingowało (a to też ważne) jak wymyślałem kolejne wersje (ale nie za dużo). Tak więc to AI pomogło mi zrobić rozpierdol na LinkedInie.

    Czyli jakby nie patrzeć…
    AI zabrało mi robotę i dało mi zasięg.

    (znowu sobie zepsuje CWV takim gifem, ale co zrobić).

  • Co to jest vibe coding?

    Co to jest vibe coding?

    Vibe coding to nowe podejście do tworzenia oprogramowania, w którym nie musisz umieć programować. Wystarczy, że wiesz, co chcesz stworzyć – a całą resztę robi za Ciebie sztuczna inteligencja. Vibe coding polega na współpracy z AI, która generuje kod na podstawie Twoich promptów, czyli opisów tego, co ma powstać.

    Skąd się wziął vibe coding?

    Vibe coding pojawił się jako odpowiedź na rewolucję generatywnej AI. Dzięki narzędziom takim jak GPT, Copilot czy Claude kodowanie stało się dostępne dla osób, które nigdy wcześniej nie pisały kodu. To właśnie sedno vibe codingu:

    Nie musisz wiedzieć jak coś zakodować – wystarczy, że wiesz co chcesz stworzyć.

    Jak działa vibe coding?

    1. Masz pomysł – np. aplikacja do dzielenia rachunku ze znajomymi.
    2. Piszesz prompt do AI – np. „stwórz prostą aplikację webową do dzielenia rachunku na kilka osób, z opcją napiwku”.
    3. AI generuje kod – front, backend, czasem nawet bazę danych.

    Cały proces dzieje się bez Twojego udziału w kodowaniu. Jesteś kreatorem idei – a AI wykonawcą.

    Przykład vibe codingu

    Prompt: "Napisz w React aplikację do śledzenia nastroju użytkownika z wykresem i lokalnym zapisem danych."

    Wynik? Działająca aplikacja z komponentami Reacta, użyciem Chart.js i localStorage – wszystko bez ani jednej linijki kodu napisanej ręcznie przez człowieka.

    Czy vibe coding ma sens?

    Tak – i to ogromny. Dla:

    • founderów bez skilla technicznego,
    • produktowców, którzy chcą testować pomysły,
    • twórców MVP

    To nie jest przyszłość – to teraźniejszość, w której pomysł jest ważniejszy niż umiejętność pisania kodu.

    Ale czy naprawdę ma sens?

    Nie do końca.

    Vibe coding to potężne narzędzie, ale niesie ze sobą bardzo konkretne zagrożenia – szczególnie wtedy, gdy osoba korzystająca z AI nie ma pojęcia, co tak naprawdę dzieje się pod maską. Oto kluczowe problemy, o których rzadko się mówi w zachwytach nad tą „nową erą programowania”.

    1. Brak świadomości zagrożeń

    AI potrafi wygenerować aplikację, która działa – ale niekoniecznie robi to w sposób bezpieczny. Prompt „stwórz formularz logowania z bazą danych” może dać efekt, który:

    • nie szyfruje haseł,
    • nie zabezpiecza przed SQL Injection,
    • nie chroni danych użytkowników.

    Dla osoby nietechnicznej wszystko wygląda OK – ale luka w bezpieczeństwie może być ogromna.

    2. Kod jednorazowy, ale ryzyko zostaje

    Vibe coding bardzo często kończy się słowami: „działa, wrzucam na serwer”. Problem w tym, że nawet mikroprojekty mogą:

    • zbierać dane (czasem wrażliwe),
    • być publicznie dostępne,
    • zostać zapomniane.

    Kod wygenerowany w vibe może działać miesiącami bez aktualizacji, z przestarzałymi bibliotekami i błędami, o których twórca nawet nie wie.

    3. Brak odpowiedzialności nie istnieje

    „To nie ja pisałem kod, to AI” – to nie działa. Jeśli udostępniasz aplikację, jesteś odpowiedzialny za to, co się w niej dzieje. Niezależnie od tego, czy napisałeś kod samodzielnie, czy skorzystałeś z Copilota czy GPT.

    Brak wiedzy nie chroni przed konsekwencjami prawno-biznesowymi.

    4. Brak wsparcia, brak utrzymania

    Kiedy aplikacja z vibe codingu zaczyna generować ruch, pojawia się pytanie: kto ją rozwija? Kto naprawia błędy? Kto odpowiada na maile, że coś nie działa?
    W vibe codingu często nie ma repo, dokumentacji, testów. Jest tylko prompt, który był dobry w danym momencie – ale dziś już nie działa, bo zmieniła się wersja biblioteki albo coś w API.

    5. Niezrozumienie kodu = brak możliwości jego oceny

    To, co tworzy AI, wygląda czasem jak magia. Ale jeśli nie rozumiesz kodu, nie jesteś w stanie:

    • ocenić jego jakości,
    • zoptymalizować go,
    • zintegrować z innymi systemami.

    W efekcie kończysz z projektem, którego sam nie potrafisz utrzymać – ani przekazać komuś, kto go rozwinie.


    Vibe coding to potężna opcja dla tych, którzy mają pomysł, ale brak im technicznego zaplecza.


    To sposób na testowanie idei, budowanie MVP, szybkie iterowanie. Ale wymaga pokory. Wymaga świadomości, że AI nie zwalnia z myślenia. I że nawet najfajniejszy pomysł może się wywalić – jeśli postawimy go na kodzie, którego nikt nie rozumie.

    Masz wizję? Świetnie. Ale zanim klikniesz „deploy”, zadaj sobie pytanie:


    Czy wiem, co zrobiłem?
    Bo AI wie, jak coś zrobić. Ale niekoniecznie dlaczego – i niekoniecznie bezpiecznie.